Przejdź do głównej zawartości

Bond spotyka Doktora X czyli X-Men: First Class

Dawno nic nie pisałem, ale też dawno nic ciekawego nie oglądałem/czytałem, prócz bardzo przyjemnego w odbiorze Pirates of the Caribbean: On stranger tides. Było to jednak już jakiś czas temu, nie ma więc sensu pisać o wrażeniach z tamtej projekcji. W skrócie – dobre, kameralne kino popcornowe.

X-men: First Class w skrócie jest świetnym kawałkiem kina SF i jedną z najciekawszych filmowych adaptacji komiksu z jaką się zetknąłem. Matthew Vaughn, człowiek który stoi jako scenarzysta, producent, lub reżyser za takimi hitami jak Lock, Stock and Two Smoking Barrels, Snatch, czy Stardust pokazał prawdziwą klasę.

Rzecz dzieje się w roku 1962 w czasie Kryzysu Kubańskiego i opowiada o spotkaniu i początkach trudnej przyjaźni Charlesa Xaviera i Magneto. Pierwsza i moim zdaniem, najlepsza część filmu jest iście 'bondowska'. Perypetie głównych bohaterów, oraz ich adwersarz (Shaw – grany przez Bacona wraz ze swoją pomocniczką - Frost). Sposób w jaki kręcone są sceny oraz ich narracja (genialna scena w Argentynie!). Stylistyka lat 60'. Wszystko to potęgują tylko wrażenie obcowania z klasycznym filmem o agencie 007.

Na uwagę zasługuje jak wiele poświęcono miejsca na pokazanie motywów i głębi psychologicznej postaci. Zarówno Xaviera jak i Magneto, ale również Mystique i jej problemy z akceptacją własnej osoby. Na szczęście całość nie jest zbanalizowana i brak tu męczącego gadania i moralizatorstwa, a motywy postaci poznajemy przede wszystkim przez ich czyny.

Całość kadr po kadrze zmierza nieubłaganie do kluczowej sceny i zdania, które zmieni historię ludzkości.

Praca kamery jest świetna, scenariusz stoi na bardzo wysokim poziomie. Mamy tu trochę smaczków (Wolverine!) i humoru na poziomie. Efekty specjalne nie przytłaczają i służą fabule, a nie zostały do filmy wepchnięte tylko po to by wykorzystać budżet. Widać, że jest to przemyślana produkcja.

Oczywiście perfekcyjnie nie jest. Mamy tu kilka niepotrzebnych scen i na siłę dodanych młodych mutantów bez których film niewiele by stracił (jeśli w ogóle). Na szczęście są oni zmarginalizowani, ale być muszą, przecież to 12A.

Na tle zalewającej nas pomału fali ekranizacji wszystkiego co się da,  X-Men: First Class wypada po prostu rewelacyjnie. Ten film trzeba obejrzeć, niezależnie od tego, czy jest się fanem serii, czy nie.

9/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żodyn tam czorny!!! BIAŁA MEWA!!!

Najnowsza edycja Białej Mewy, opatrzona jakże uroczym numerem 1.2, już dostępna do ściągnięcia!!! A w niej: Z dawna oczekiwany dodatek!!! Karta Postaci!!! Nowa edycja napędzana potęgo AI!!!! Ta sama treść, inna czcionka!!! :P _______________________________________________________________ EDIT: Wersja 1.1 już dostępna do ściągania! Dziękuję licznym fanom Białej Mewy za sugestie co do poprawek w tekście :) _______________________________________________________________ Na fali popularności IMHO mocno średniego, a ciekawie wydanego systemu (chyba)OSR wyroiło się trochę gier i kickstarterów wszelkiej maści w Internetach. Gdzie człowiek nie spojrzy, to jakaś broszura w żółto-czarnej stylizacji. To i ja postanowiłem na tej fali hype'u coś skrobnąć. Przewinął się przez me ręce rodzimy produkt inspirowany Dark Fort ale, że jest rozbuchany do 20 stron zabijając ideę treściwej gry na jednej kartce A4, to przedstawiam wam swoją, prawdziwie polską, recepcję Dark Fort ;) Za darmoszkę, bez mone...

Spire RPG - Blades in the Dark minus cały bullshit

No dobra, mogę skończyć pisać, tytuł zdradza, kto zabił ;-) A tak na poważnie, to napiszę wam jak wyglądają moje wrażenia z lektury i grania w Spire: The City Must Fall.  Gdzie się różni od Blades in the Dark i dlaczego, moim zdaniem, jest lepszą grą urban-punk (?), czy jak to tam nazwać.  Tych punków to się generalnie sporo namnożyło ostatnimi czasy, więc może po prostu zdefiniujmy to sobie: miejski sandbox o bandyterce. O czym to Tytułowe Spire to wielkie miasto-wieża, które nie wiadomo kto i kiedy zbudował. U którego podstawy, w jego trzewiach, drzemie jądro ciemności (Heart) . Jedni mówią, że Spire to martwy bóg, inni że starożytna bestia, albo technologiczny artefakt. 200 lat temu Aelfiry - wysokie elfy z dalekiej północy odbiły Iglicę z rąk Drow'ów - mrocznych elfów. W tle toczy się wojna z imperium Gnolli na dalekim pustynnym południu. Na zachodzie są targane wojną domową królestwa Drow'ów, a na wschodzie krainy ludzi. Tu i tam przewijają się ruiny jakichś pradawnych a...

Moje spojrzenie na Warhammer Fantasy Roleplay 3rd edition

Ostatnimi czasy, pewnie przy okazji pojawienia się 4 edycji WFRP, szczególnie polskiego wydania, pojawiło się kilka komentarzy i dyskusji na temat 3 edycji Warhammera. 'Dyskusje' na fejsie mnie nie interesują, ale postanowiłem napisać kilka zdań o tym co mi się w 3 edycji podoba, a co już niekoniecznie. Rozegrałem z drużyną kilka modułów i scenariuszy: An Eye for an Eye, The Gathering Storm, The Winds of Change, The Edge of Night . W sumie kilkanaście sesji. Trochę materiałów z pozostałych dodatków przeczytałem i czekają na swoją kolej. Jak wszyscy wiemy, wokół tej gry narosło wiele mitów i nieporozumień, więc czemu by nie dorzucić swoich trzech groszy i opinii na temat Warhammer Fantasy Roleplay od FFG. Najpierw kilka rzeczy, które w tym systemie mi się nie podobają. Niespójna i nieprzemyślana linia wydawnicza. Temat pojawia się chyba najczęściej we wszelkiej maści opiniach na temat trzeciej edycji młotka, że za dużo, że dziwnie, że jakieś nie wiadomo co w pud...