Wczorajszy wieczór umilił mi i mojej zacnej ekipie seans Iron Sky. Nie będę owijał w bawełnę, ponoć zwięzłość jest cnotą, na film warto iść. Dostajemy na talerzu naprawdę przyzwoitą satyrę polityczną. Fińsko - australijsko - niemiecka produkcja, częściowo sfinansowana ze zrzutki fanów broni się i to całkiem nieźle. Nie jest to dobre kino sensu stricte. Praca kamery i gra aktorska nie jest oscarowa. Podobnie scenariusz, miejscami naiwny. Film unika jednak popadania w żałosny patos i ma kilka naprawdę mocnych scen. Przyzwoita czarna komedia bez naszpikowania skatologiczno - waginalnymi dowcipami, klasycznymi dla amerykańskich produkcji robionych z myślą o gówniarzerii. Film od nerdów dla nerdów (smaczków jest kilka), fanów steampunku, a właściwie dieselpunku i retro SF (to dla tych czepiających się nomenklatury). Jeśli podobała Ci się Seksmisja, to jest to kino zdecydowanie dla Ciebie. Dobrze zwiastuje fenomenowi crowdsourcingu, to że film już się w połowie zwrócił, a j
Never before have so many people, with so little to say, said so much to so few (about RPG)