Przejdź do głównej zawartości

KB #12 Zapiski spalonej biblioteki


Zastanawiałem się co napisać do aktualnej edycji karnawału. Będąc obecnie zabieganym kapitalistą, który epegie zajmuje się już nawet nie od święta, dawno nic nie wymyśliłem ani nie zaprojektowałem. W większości sytuacji zresztą bazowałem na gotowych scenariuszach. Udało mi się jednak wyszperać w otchłani dysku twardego zalążek systemu, który miałem chęć kiedyś napisać (lata temu dyskutowaliśmy o tym z Szanownym Markiem Nogą, który w świecie rypygy już się chyba nie udziela) w okresie wielkiej 'płodności' grafomańskiej - jakieś dobre dziesięć lat temu. Świat miał być post apokaliptyczny, na granicy zagłady po wielkiej wojnie. Pełen egzotycznych ras włącznie z armią psioników - kosmitów, którzy uciekli ze swego umierającego świata w gigantycznych statkach - arkach, a wspierają się oprócz wspomnianych mocy umysłu biotechnologią i, z tego co pamiętam, strasznie przypominali Zergów.

Pomysł umarł gdzieś na granicy mileniów. Nie mam pojęcia gdzie znajdują się obecnie luźne notatki  z nim związane, a z zachowanych na dysku mam tylko poniższy fragment. Rzecz jest nierówna, pisana z młodzieńczym wigorem (grafomania) oddaje jednak istotny element konstrukcji opisu świata. Mianowicie historię miały stanowić fragmenty ksiąg, manuskryptów dzienników, etc. Często ze sobą sprzeczne, czasem opatrzone komentarzem i interpretacją NPC, czasami mylną. Ale nie zanudzam, poniżej wspomniany fragment:

GENEZIS
U początków nie było nic. Z chaotycznej pustki miotanej zawirowaniami potężnych mocy wyłonił się Bezimienny. On stał się porządkiem wszechrzeczy, nadał gwiazdą ich imiona, wykreślił ich trasy na niebie. Centrum tego świata uczynił zaś Azyl, któremu utkał z gwiazd nieboskłon, a krainy jego oblał wodami, własnymi rękoma rzeźbiąc góry i rzeki jego. U początków pusty był ten świat i pozbawiony życia. I za sprawą jednej myśli Bezimiennego wyroiło się na nim życie i w wodach rzek jego, i w głębinach, i na nieboskłonie.
I spoczął wzrok Bezimiennego na lawie wydobywającej się z wnętrza ziemi. Z ognia i żaru stworzył Bezimienny pierwszych mieszkańców AZYLU – smoki. Anioły Ognia. I nastał czas ich, i przez eony rządziły światem ku chwale Jego i ku radości Jego.

CZAS SMOKÓW
Anioły Ognia rozwijały się szybko pod bacznym okiem swego boga. Nie minęło tysiąc lat, nie minęło sto lat, a na kontynencie zwanym dziś Mallor wzniosły smoki swą stolicę – Belenos.
Stało się miasto to pomnikiem chwały i potęgi smoków na wiele tysiącleci. Klejnot osadzony w kamieniu gór Belenos, które nazwę swą wzięły od miasta tego, stworzony zarówno za pomocą siły mięśni jak i magii daleko potężniejszej od dzisiejszych kuglarskich sztuczek. Tu rezydowała rada rządząca planetą.
Naród wielkich gadów rozkwitał. Opanował podniebne przestworza i bezdenne głębiny. Mimo to, a może właśnie dlatego, na dumną rasę padł cień zagłady. Początkiem końca stały się narodziny Lokhara, którego zwać poczęto Panem Węży. Powiadają, że był szalony. Z pewnością jednak był geniuszem.
Młody smok rozwijał się pod bacznym okiem Altu Auana – swego ojca, mentora i najpotężniejszego maga jaki kroczył po ziemi AZYLU. Od urodzenia drążyła Lokhara żądza potęgi. Szybko piął się po szczeblach władzy. Stał się władcą klanu, potem najmłodszym członkiem rady rządzącej planetą, a w następstwie jej przywódcą. Na okres jego panowania datuje się czas największej potęgi Aniołów Ognia. Potem nastąpił rozłam.
Lokhar w swej pysze, targany żądzą władzy, wymówił służbę Bezimiennemu. Agitował, mówiąc: Istoty tak potężne jak smoki nie muszą nikomu oddawać czci, ani służyć żadnej potędze. Słysząc te słowa arcykapłan kultu Bezimiennego opuścił salę obrad.
Jednak nie tylko w łonie samej rady nastąpił rozłam i rozgorzała dyskusja natury teologicznej. Część młodych, niezadowolonych ze status quo, poszła za Lokharem. Wielu pozostało wiernych stwórcy. Kilku skorzystało z okazji, by umocnić własną pozycję.
Początkowo kryzys przyjmował postać słownych utarczek, traktatów i filozoficznych dyskusji. Lokhar starał się osłabić władzę kościoła i jego wpływ na politykę. Sytuacja jednak zaczęła wymykać się z pod kontroli. Na dalekich rubieżach imperium zaczęły wybuchać niewielkie potyczki. Na planecie w niedługim czasie zapanowała anarchia. Korzystając z okazji Lokhar rozwiązał radę, twierdząc, że nie potrafi ona sprostać sytuacji, sam zaś obwołał się cesarzem. W odwecie arcykapłan obłożył go klątwą.
Kryzys przemienił się w bratobójczą wojnę. Sytuacja wymknęła się całkowicie spod kontroli. Nie wiadomo, kto zaczął. Nie jest to zresztą ważne. W ciągu jednej zaledwie nocy planetę ogarnął płomień. Zaprzęgnięto do boju potęgę magii i niesamowitej techniki. Morza wrzały i zamarzały na przemian, zmieniały się oblicza kontynentów. Przez kilka godzin stoczono wiele potyczek z użyciem mocy wymykających się opisowi. Smoki, których nigdy nie było wiele, ginęły setkami. Do zachodu słońca pierwszego dnia walk ich cywilizacja niemal przestała istnieć.
Ostateczna bitwa rozegrała się nad Belenos.
[...]
Dzieło szalonego maga Janusa, rzekomo opisujące prawdziwe dzieje powstania świata. Księga z Czarnego Indeksu. Zachowany fragment znajdujący się w posiadaniu biblioteki świątyni ENKAE i NENKAE.

* * *

Zachowany fragment Apokryfu Belenos, księga z Czarnego Indeksu.
[...]
Słońce leniwie kryło się za horyzontem. Ostatnie promienie słońca igrały wśród łusek. Łopot tysięcy skrzydeł słychać było z daleka, gdyby poza Belenos był ktoś kto mógłby je usłyszeć. Zebrali się tu wszyscy. Nie było mowy o rozejmie. Zbyt wielu martwych braci i ojców, za dużo cierpień po obu ze stron. To był piękny bój, gdzie nie dawano pardonu, szarpiąc kłami i drąc pazurami. Użyto całej mocy, która pozostała jeszcze smokom.
Prawie nikt nie przeżył. Najwyższy kapłan Bezimiennego prosił boga ostatkiem sił o pomoc, łaskę i przebaczenie.
Nastał świt dnia następnego. Pyły opadły, dymy rozwiały się, ziemia przestała drżeć, ognie przygasły, a morza uspokoiły się. Nic nie zakłócało upiornej ciszy pobojowiska.
Bezimienny kroczył wśród ciał swych poległych dzieci. Mijał straszliwie okaleczone smoki, spalone żywcem Anioły Ognia, ruiny pozostałe z dawnej świetności Belenos. Płakał.
  Cudem ocalały Lokhar spoczywał przy ciele swej ukochanej. Wokół spoczywały ciała wiernych mu do ostatka towarzyszy. Podniósł głowę, jego wzrok napotkał postać Bezimiennego, kroczącego wśród zabitych.
- To się nie miało tak skończyć – szepnął. – Wszystko miało być inaczej, to się nie powinno zdarzyć! – Dwie łzy spłynęły po jego policzku. Upadając na ziemię zmieniły się w diamenty.
- Tak, to się nie miało zdarzyć. – Demiurg przyjrzał się buntownikowi.
- Panie, przebacz.
- Odejdź. Odejdź, a wy... Powstańcie! – zakrzyknął jedyny, a głos ten był słyszalny w najdalszych krańcach planety.
Dusze poległych podążyły do Bezimiennego, czując ciepło i miłość bijące od jego istoty. Po chwili Bezimienny otoczony był legionem smoków.
- Odejdź Lokharze i zabierz ze sobą swych wiernych kompanów! – Kilka dusz otoczyło Lokhara.
- A ona? – Buntownik spojrzał na jej martwe ciało roztaczające aurę spokoju.
- Ona nie zasłużyła na twój los.
Upadły Anioł Ognia odwrócił się od boga. Otworzyła się przed nim szczelina w samej istocie uniwersum. Wkroczył w nią. Na odchodnym rzucił tylko:
- Przebacz.
Zniknął.
- Do zobaczenia na końcu naszej drogi, Lokharze. – Demiurg podniósł z ziemi dwie diamentowe łzy. Spojrzał na smocze dusze.
- Podążajcie za mną! – Ruszyli w ostateczną podróż. Na tamtą stronę.
Nastała cisza i spokój.

EON KUO – TOA – TYCH, KTÓRZY PRZEKROCZYLI SZCZELINĘ
Wielka wojna smoków poruszyła potęgi tak znaczne, że ich wykorzystanie nie przeszło bez echa w wielu wymiarach. W kilku pozostawiło nawet trwałe blizny. Jednym z takich światów było uniwersum zamieszkane przez ziemnowodnych Kuo-Toa. Wielka smocza wojna utworzyła pęknięcie w samej istocie ich wszechświata. Szczelinę prowadzącą do AZYLU. Istoty rządzące Kuo-Toa wraz z niezliczonymi zastępami swych sług – wyznawców, przedostały się przez wyrwę. Początkowy wąski strumyk rozszerzył się w nieprzerwaną rzekę stworów. Władcy Kuo-Toa zastając zniszczony świat natychmiast uznali go swoją własnością. Początkowo zarówno Bezimienny, pogrążony w myślach o porażce swej kreacji, jak i oślizgli władcy Kuo-Toa nie mięli bladego pojęcia o swym wzajemnym istnieniu. Wszystko miało się jednak zmienić.
Żaboludzie poczęli wznosić swe kamienne miasta wśród płytkich, ciepłych wód otaczających kontynenty.  Aktywność na powierzchni AZYLU skupiła wreszcie uwagę Bezimiennego. Objawił swoją potęgę oślizgłym bestiom, oświecając je, kto jest prawdziwym władcą AZYLU. Został wyśmiany. W niebiosach rozgorzała wielka bitwa trwająca trzykroć po dziesięć obrotów planety. Wielcy: Nezahualcoyotl (Nezauualkojotl), Ixtlixochitl (Isztliszoczitl), Quiahuitl (Kjauuitl), Yoaltentli, Mitlanteuth (Mitlanteut’), Xolothl (Szolot’l), Cihuateteo (Siuuateteo), Akatl (dosł. Trzcina) – Pan trzcin i wód przybrzeżnych1, rozpoczęli wielki bój z uzurpatorem, którego imienia nikt nie śmiał wymówić. Niebiosa wrzały. I ostatniego dnia ostatniego roku bitwy, w dziesiątym roku panowania Nazahuatla Przeklętego zszedł z niebios IXTLIXOCHITL i rzekł: Nadszedł kres uzurpatora pragnącego odebrać nam ziemię daną nam z rąk samego Nezahualcoyotl’a! Wielcy nasi panowie w głębinach, nieogarnieni w swej mądrości i chwale uwięzili bestię w Cytadeli Krańca Świata, gdzie spoczywa ona do dziś skuta przekutą na kajdany przez XOLOTLA, czystą ciemnością gnieżdżącą się między gwiazdami i w najgłębszych z głębin. A strzeże go sam CIHUATETEO – Pan zniszczenia o tysiącu twarzy, Ten Który Widzi Wszystko.
Spisane na życzenie Nazathuitla króla królów, pana Khar-Azrul, pana świata, syna Nazahuatla Przęklętego, z rodu Nazua w siódmym roku panowania jego przez młodszego pisarza XiXlili ku chwale bogów i króla, oby rządził w dobrym zdrowiu tysiąc lat, dnia piątego miesiąca SZEM.

Stela z powyższym napisem znajduję się w posiadaniu biblioteki świątyni ENKAE i NENKAE. Położenie hipotetycznej Cytadeli Krańca Świata- nieznane. Prawdopodobnie jest tylko mitem. Trzeba to jednak sprawdzić.
-Azgar, Inkwizytor prowincji

Oto ostatnie słowa wielkiego Nazathuatitla, króla królów, pana Khar – Azrul, pana świata, syna Nazahuatla Przeklętego, z rodu Nazua w czterokroć po dziesięć roku panowania jego przez XIXLILI mistrza skrybów świątyni Nezahualcoyotl’a spisane ku chwale bogów i króla, oby zasiadał w otchłani u boku Nezahualcoyotl’a po kres czasu, spisane dnia siódmego, miesiąca NUN:
Oto testament mój, który pozostać ma świadectwem bytu i doniosłości naszej cywilizacji. Wielki ocean wysycha, Khar – Azrul rażone gniewem i zemstą bezimiennego, oby pozostał po wieczność uwięziony w otchłani, legło w ruinach. Wielka biel nadciąga z północy i południa, nasi kapłani nie są w stanie jej powstrzymać, bogowie nasi tracą moc, odchodzą powoli przez szczelinę. Bramy słabną, nadchodzi i nasz czas, czas na wielką podróż za kraniec tego św...”
Fragment (najprawdopodobniej zawierający całość tekstu) tabliczki znalezionej wśród ruin nieznanego pochodzenia u wybrzeży jednej z wysp archipelagu Khar – Azrul (miejsce utajniono). Trzymana była w garści przez jeden z czterdziestu dwóch szkieletów istot o nietypowej budowie znajdujących się w sali pozbawionej najmniejszych oznak ech magicznych.

1 Nazwy wzięte z języka nahuatl, w większości bostwa azteckie, albo związane z mitologią pojęcia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szur Szur, idzie po ciebie szczur! Warhammer. Dzieci Rogatego Szczura

Napisałem ten tekst dobry rok temu i jakimś cudem zapomniałem powiesić na blogu. Wygrzebałem go cudem przygotowując materiały do recki  Kharak Azgal. Przygody w Smoczej Skale.  Niniejszym naprawiam błąd. Przyjemnego oczytania! Kolejny dodatek do Warhammera ściągnięty z półki i przeczytany. Tym razem mowa o Dzieciach Rogatego Szczura , podręczniku poświęconemu rasie skavenów . Od strony wizualnej rzecz nie odbiega od pozostałych pozycji z linii wydawniczej. Mamy tu 148 stron w twardej oprawie i kolorze. Ramki, czcionki i styl grafiki do których zdążyliśmy już przywyknąć. Solidna rzemieślnicza robota o której nie raz już pisałem. Ech, a były czasy, gdy tak wydane podręczniki uważano za majstersztyk (zaczynam objawiać jakiś nieuzasadniony sentyment do lat 90') Powróćmy jednak do omawianej książki. Zebrane w osiem zgrabnych rozdziałów poznajemy historię zwyczaje i technologię rasy szczuroludzi. Pierwszy z rozdziałów zasługuje na szczególną uwagę, jest mianowicie stylizowany na trakt

Żodyn tam czorny!!! BIAŁA MEWA!!!

Najnowsza edycja Białej Mewy, opatrzona jakże uroczym numerem 1.2, już dostępna do ściągnięcia!!! A w niej: Z dawna oczekiwany dodatek!!! Karta Postaci!!! Nowa edycja napędzana potęgo AI!!!! Ta sama treść, inna czcionka!!! :P _______________________________________________________________ EDIT: Wersja 1.1 już dostępna do ściągania! Dziękuję licznym fanom Białej Mewy za sugestie co do poprawek w tekście :) _______________________________________________________________ Na fali popularności IMHO mocno średniego, a ciekawie wydanego systemu (chyba)OSR wyroiło się trochę gier i kickstarterów wszelkiej maści w Internetach. Gdzie człowiek nie spojrzy, to jakaś broszura w żółto-czarnej stylizacji. To i ja postanowiłem na tej fali hype'u coś skrobnąć. Przewinął się przez me ręce rodzimy produkt inspirowany Dark Fort ale, że jest rozbuchany do 20 stron zabijając ideę treściwej gry na jednej kartce A4, to przedstawiam wam swoją, prawdziwie polską, recepcję Dark Fort ;) Za darmoszkę, bez mone

Spire RPG - Blades in the Dark minus cały bullshit

No dobra, mogę skończyć pisać, tytuł zdradza, kto zabił ;-) A tak na poważnie, to napiszę wam jak wyglądają moje wrażenia z lektury i grania w Spire: The City Must Fall.  Gdzie się różni od Blades in the Dark i dlaczego, moim zdaniem, jest lepszą grą urban-punk (?), czy jak to tam nazwać.  Tych punków to się generalnie sporo namnożyło ostatnimi czasy, więc może po prostu zdefiniujmy to sobie: miejski sandbox o bandyterce. O czym to Tytułowe Spire to wielkie miasto-wieża, które nie wiadomo kto i kiedy zbudował. U którego podstawy, w jego trzewiach, drzemie jądro ciemności (Heart) . Jedni mówią, że Spire to martwy bóg, inni że starożytna bestia, albo technologiczny artefakt. 200 lat temu Aelfiry - wysokie elfy z dalekiej północy odbiły Iglicę z rąk Drow'ów - mrocznych elfów. W tle toczy się wojna z imperium Gnolli na dalekim pustynnym południu. Na zachodzie są targane wojną domową królestwa Drow'ów, a na wschodzie krainy ludzi. Tu i tam przewijają się ruiny jakichś pradawnych ar