Właśnie przypełzłem z seansu Surrogates Jonathana Mostowa. Nie będę rozpisywał się o filmie, dobrą recenzję znajdziecie tutaj. Ot jak w starym (ale jarym) dowcipie: Dlaczego Bruce Willis nie zagrał w Tytanicu? Bo by wszystkich uratował. Podobnie jest i w Surogatach, co nie powinno rozczarowywać kogokolwiek kto lubi kino z tym aktorem (ja osobiście uwielbiam). Bardziej zastanawia mnie takie kino jako kino post-cyberpunkowe. Kto pamięta takie hity (swego czasu) jak Nemesis, Hardware, czy Maszyna Śmierci, ten może sobie śmiało porównać jak zmieniła się przyszłość a świat dogonił wizje artystów na naszych oczach. Pisał o tym zresztą Murphy na swoim blogu choć z innej nieco perspektywy.
Nie wiem jak wy, ale ja 8 godzin śpię, 8 pracuję, a kolejne 8, w ten czy inny sposób, spędzam w sieci. W moim mieszkaniu jest więcej komputerów niż ludzi. I tak lepiej jak w poprzednim, które było jednym wielkim gąszczem kabli zamieszkanym przez numery IP. Ze znajomymi kontaktuję się w większości w formie elektronicznej, ja - jeden z moich sieciowych awatarów. Brakuje tylko sterylnego osiedla (choć telewizja przemysłowa już jest).
Stąd i nie zaskakuje w Surogatach scenografia. Ot, taki świat jak za oknem tylko iPhone'y są bardziej rozbudowane. W kompletnej opozycji do takich klasyków jak Freejack gdzie ludzie jeżdżą do pracy tosterami i owijają się w folię i plastik.
Ladies and Gentleman. The Future is now.
Nie potrafię się wylogować.
Zobacz sobie "Gamer". Cos ostatnio wraca moda na dystopie i zastanawianie sie, dokad nas zaprowadzi rozwoj technik cyfrowych.
OdpowiedzUsuńJakoś mnie odstraszyła tematyka. Spodziewałem się czegoś w klimacie Death Race ze Stathamem. Jak będę miał okazję rzucić okiem to się 'ustosunkuję';P. W międzyczasie polecam Pandorum:)
OdpowiedzUsuń