Przejdź do głównej zawartości

BLING FREUD: THE DARK SIDE OF THE MOON aka TRANSFORMERS 3

Dosłownie przed chwilą na ekrany wszedł Transformers: the dark of the Moon. Przy okazji wolnej soboty wybrałem się do Cineworld rzucić okiem na nowy produkt ze stajni Bay'a. Tym razem w 3D. Od razu wyjaśnię, tego filmu nie ma sensu oglądać inaczej niż w kinie, i w 3D.
Pretekstową fabułę można streścić w jednym zdaniu – Kolejne starcie Decepticonów z Autobotami. Tym razem o znalezisko z rozbitego na księżycu wraku. Otwierająca scena powala klimatem jak z dobrego technothrillera by po chwili zwolnić i przedstawić bohaterów. Ot mamy młodego chłopaka, który skończył college i od trzech miesięcy szuka bezskutecznie pracy oraz jego nową, powalającą urodą dziewczynę, której szef jest obleśnie bogaty, i ku zwiększeniu frustracji głównego bohatera, wygląda na zainteresowanego nią nie tylko na gruncie zawodowym. Potem już wybuchy wybuchy i jeszcze raz wybuchy. Bay jak dobry rzemieślnik raczy nas dokładnie tym czego od niego oczekiwaliśmy:


Choć humor zdecydowanie złagodniał. Nadal sporo tu głupawych gagów sytuacyjnych w których LeBouf jest niezły, ale zdecydowanie mniej sprośności.
Transformers: Dark of the Moon jest zdecydowanie lepszy niż poprzednie Revenge of the Fallen. Oczywiście nadal nie ma czego oczekiwać od scenariusza, który jest po prostu pretekstowy i służy jedynie pokazaniu uroczych kobiet, samochodów i tłukących się po łbach robotów. Kuleje też w kilku miejscach, szczególnie jeśli idzie o dialogi (na przykład Sentinel Prime posiada wiedzę której nie powinien). Aktorzy grają na przyzwoitym poziomie i nie męczą nawet biorąc pod uwagę z jakim materiałem pracują. Jedna rzecz mi nie pasowała w batalistycznych scenach w Chicago, w Carly - nowej pannie Sama Witwicky'ego. Jak się okazało w jednych ujęciach ma na sobie płaskie obuwie, by chwilę później biegać na obcasie!
Podobnie krótka scena w Czernobylu, który wygląda jakby cały Prypeć został upakowany na stu metrach kwadratowych. Wygląda to w stylu: Widziałem, to w telewizji, chcę to mieć w moim filmie. Podobnie było z wrzuceniem scen szybowania, które po prawdzie są niezłym pretekstem do pokazania panoramy miasta ogarniętego wojną.
Oczywiście CGI zachwyca i dostajemy go całe mnóstwo. Twórcy takich filmów jak Battle: Los Angeles czy Skyline mogą się tylko uczyć.
Film jest banalny i głupawy, ale to jak Bay pracuje kamerą, to jakie robi ujęcia. Jak kadruje. Kompozycja. Jest po prostu na najwyższym poziomie. Z powodu zboczenia, poniekąd, zawodowego nie mogłem przestać się zachwycać ile uroku potrafi wycisnąć z banalnych niekiedy scen i jak komponuje kadry. Film wizualnie zachwyca i tyle.

Kto lubi ten pójdzie i bez mojej rekomendacji. Kto nie lubi, niech nie oczekuje, że Bay się nawrócił na (pseudo)intelektualne, hipsterskie, pierdzenie w kinie. Jak ktoś lubi dobre zdjęcia, to się zakocha. Stąd i wysoka ocena, bo obiektywnie film nie powala, ale ma swoje momenty.

7,5/10
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moje spojrzenie na Warhammer Fantasy Roleplay 3rd edition

Ostatnimi czasy, pewnie przy okazji pojawienia się 4 edycji WFRP, szczególnie polskiego wydania, pojawiło się kilka komentarzy i dyskusji na temat 3 edycji Warhammera. 'Dyskusje' na fejsie mnie nie interesują, ale postanowiłem napisać kilka zdań o tym co mi się w 3 edycji podoba, a co już niekoniecznie. Rozegrałem z drużyną kilka modułów i scenariuszy: An Eye for an Eye, The Gathering Storm, The Winds of Change, The Edge of Night . W sumie kilkanaście sesji. Trochę materiałów z pozostałych dodatków przeczytałem i czekają na swoją kolej. Jak wszyscy wiemy, wokół tej gry narosło wiele mitów i nieporozumień, więc czemu by nie dorzucić swoich trzech groszy i opinii na temat Warhammer Fantasy Roleplay od FFG. Najpierw kilka rzeczy, które w tym systemie mi się nie podobają. Niespójna i nieprzemyślana linia wydawnicza. Temat pojawia się chyba najczęściej we wszelkiej maści opiniach na temat trzeciej edycji młotka, że za dużo, że dziwnie, że jakieś nie wiadomo co w pud...

Mars 2050 - Pies o trzech nogach

Erpeżki kupuję nałogowo i mam ich na półce kilka. Czasem jest tak, że dorzucam w sklepie do koszyka jakiś materiał nieoczekiwany, który mnie zainteresuje okładką, tematem i jeszcze może się przyczynić do darmowej wysyłki. Zbieram też ostatnio trochę mini gier z braku czasu na lekturę kolumbryn gdzie na 400 stron 250 jest o niczym. Wszystko to dla dokarmienia się pomysłami, inspiracjami i tabelkami, do użytku w innych grach (Mausritter! Mothership!). Takim to sposobem w moje ręce trafił Mars 2050, którego napisał, zilustrował i złożył Przemysław Ławniczak, a wydało Dungal Games w serii swoich gier lekkich łatwych i przyjemnych. I tak, oczywiście, jest to kiepsko zredagowany i zaprojektowany  heartbraker ale nie o ty ma być ten tekst (no dobra, o tym). Tego się można było spodziewać. Do napisania tego tekstu skłoniły mnie dwie rzeczy:  Dawno nie było nic na blogu (pandemia się skończyła i jakoś tak człowiek ma mniej czasu na pierdoły). Poniższy fragment blurba i stojąca do...

Żodyn tam czorny!!! BIAŁA MEWA!!!

Najnowsza edycja Białej Mewy, opatrzona jakże uroczym numerem 1.2, już dostępna do ściągnięcia!!! A w niej: Z dawna oczekiwany dodatek!!! Karta Postaci!!! Nowa edycja napędzana potęgo AI!!!! Ta sama treść, inna czcionka!!! :P _______________________________________________________________ EDIT: Wersja 1.1 już dostępna do ściągania! Dziękuję licznym fanom Białej Mewy za sugestie co do poprawek w tekście :) _______________________________________________________________ Na fali popularności IMHO mocno średniego, a ciekawie wydanego systemu (chyba)OSR wyroiło się trochę gier i kickstarterów wszelkiej maści w Internetach. Gdzie człowiek nie spojrzy, to jakaś broszura w żółto-czarnej stylizacji. To i ja postanowiłem na tej fali hype'u coś skrobnąć. Przewinął się przez me ręce rodzimy produkt inspirowany Dark Fort ale, że jest rozbuchany do 20 stron zabijając ideę treściwej gry na jednej kartce A4, to przedstawiam wam swoją, prawdziwie polską, recepcję Dark Fort ;) Za darmoszkę, bez mone...