Baaardzo stary tekst wygrzebany w przepastnych czeluściach mojej blogującej szuflady. Nigdy wcześniej nie widział światła dziennego. Mimo, że nieco koślawy stylistycznie, myślę iż wart jest publikacji.
Jak często zdarza się, że bohaterowie wchodzą w posiadanie czyjegoś pamiętnika, albo mało znanego okultystycznego tomiszcza? Ile razy któryś z nich odziedziczył po szalonym dziadku spory i tajemniczy księgozbiór, wykradł tomiszcze cthultystom, albo po prostu znalazł je na wycieraczce owinięte w poranną gazetę? Nie jest jednak ważne jak bohaterowie zdobyli dane dzieło, ale jak się z nim obchodzą.
Ponoć i księgi mają swą historię. Jednak na sesjach większość woluminów traktowana jest raczej po macoszemu. Nawet jeśli są osią fabuły, to tylko jako gadżet przechodzący z rąk do rąk i o który (ewentualnie) trzeba walczyć. Nikt nigdy nie zastanawia się nad samymi księgami... i dlaczego ich czytanie sprowadza szaleństwo. Nikt nigdy nie podchodzi z należytym nabożeństwem do tych dzieł... błąd. Nikt nigdy nie zastanawia się nad tym co robi, gdy trywialnie stwierdza: „To ja czytam to dzieło. Dostałem jakieś nowe czary?”
A przecież mają księgi swą historię. Niektóre z nich widziały jak powstawały i upadały imperia, całe narody ulegały zagładzie a one trwały w zaciszu bibliotek. Wędrują z nami przez czas i przestrzeń pozostając niemymi świadkami minionych wydarzeń. Czy jednak do końca niemymi? Tysiące razy zmieniały właścicieli, były palone, dzielone na fragmenty, przepisywane, dodawano do nich komentarze, usuwano wreszcie z nich tekst, a odzyskany pergamin zapisywano nowymi treściami, często zgoła odmiennym od poprzedniego.
Często emocje gromadzą się w przedmiotach. Kolejni właściciele zostawiają cząstkę siebie, swoje emocje: miłość, nienawiść, strach... niekiedy nawet dusze. Dzieła o Mitach obcują z taką ilością szaleństwa, szaleńców i rzeczy poza ludzkim pojmowaniem, że musiało to odcisnąć swe piętno na pliku kartek wciśniętych między okładki. Nadało mu pozory życia.
Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego niektóre przedmioty znajdujesz rano w innym miejscu niż je wieczorem zostawiłeś? A co jeśli zawartość książki wypełza czasem do naszego świata i broi niczym złośliwy poltergeist? Jeśli te wszystkie stwory z jej kart pojawiają się nocą w twojej bibliotece, przywołane z otchłani rządzą jednego z dawno zmarłych właścicieli tak wielką, że potrafiła przezwyciężyć samą śmierć i nasączyć księgę pragnieniem potęgi? Albo te dziwne sny, te w których tańczysz na jakiś bagnach, wyjąc opętańczo do księżyca umazany od stóp do głów we krwi? Dlaczego tak bardzo chcesz jechać do Bogaz Koy, gdziekolwiek by nie leżało? Po co?
Ale przecież to nie może być wina twojej kopii Necronomiconu, to przecież zwykła książka, kilkaset kart zszytych razem w twardej oprawie. Książki nie mogą być złe, prawda? To tylko przedmioty.
Fatalna pomyłka. ONA karmi się twoim szaleństwem, grozą którą wywołuje, tym, że budzisz się w nocy z krzykiem, zlany potem, świadomy, że coś chodzi po schodach. Że KTOŚ jest w bibliotece! A może chce posiąść twoją duszę? Wciągnąć cię w koszmar, którego jest źródłem? Opanować, aż staniesz się bezwolnym sługą? Słowo pisane jest subtelne. Być może nigdy nie zorientujesz się co jest prawdziwą przyczyną dziwnych wydarzeń wokół ciebie. Tyle się przecież tych ksiąg znajduje. I nic. To jednak nie są Harlequiny. W tomach opisujących mity tkwi COŚ. Jak się tego pozbyć? HA! Przecież żaden bibliofil nie spali swego księgozbioru. Spróbuj zresztą poznać, które dzieło jest nawiedzone. A może wszystkie?
Miłej lektury.
Komentarze
Prześlij komentarz